Trofeo Pichichi w barwach blaugrana (2/2)

Zapraszamy na drugą część artykułu dotyczącego zdobywców korony króla strzelców La Liga w bordowo-granatowej koszulce. Pierwszą część znajdziecie TUTAJ.

Quini – pięciokrotny zdobywca Trofeo Pichichi

Quini

Pierwszą część artykułu skończyłem na osobie Hansa Krankla. Przez kilka miesięcy Austriak dzielił szatnię z innym wybitnym napastnikiem, jakim był bez wątpienia Enrique Castro González, znany wszystkim jako Quini (1949-2019). W barwach Sportingu Gijón, dla kibiców którego jest prawdziwą legendą, zdobył trzykrotnie Trofeo Pichichi. Na Camp Nou trafił w 1980 roku, choć miał już wtedy 31 lat. Jego pierwszy sezon był naznaczony potwornym przeżyciem, jakim było porwanie dnia 1 marca 1981 po meczu z Hérculesem Alicante przez uzbrojonych mężczyzn, którzy następnie uwięzili go w warsztacie samochodowym w Saragossie i telefonicznie zażądali 100 mln peset okupu. Na szczęście po 25 dniach udało się uwolnić Quiniego i aresztować jego porywaczy. Więcej informacji na ten temat znajdziecie w artykule Magdaleny Rudnickiej opublikowanym na FCBarca.com.

Niestety cała ta sytuacja, co z resztą zrozumiałe, fatalnie odbiła się na morale zespołu. W momencie porwania Barcelona była dwa punkty za liderującym Atlético, ale podczas nieobecności swojej gwiazdy zdobyła tylko jeden pkt w czterech meczach (ostatecznie zajęliśmy piąte miejsce, mistrzem został Real Sociedad). Pomimo stracenia kilku kolejek ligowych Quini zdołał zdobyć koronę króla strzelców z 20 golami na koncie, a w finale Copa del Rey zaliczył dwa trafienia w rywalizacji ze… Sportingiem Gijón. Rok później ponownie został pichichi pokonując bramkarzy rywali 26 razy. W sezonie tym Barcelona do gabloty dołożyła Puchar Zdobywców Pucharów. W kolejnych latach Quini zdobył jeszcze raz Copa del Rey, do tego puchar ligi i Superpuchar Hiszpanii. W 1984 roku wrócił do Gijón, gdzie trzy sezony później zakończył karierę. W kolejnych latach był dalej związany ze Sportingiem jako członek sztabu trenerskiego i delegat. Z 219 trafieniami jest ósmym najlepszym strzelcem w historii la Liga, a pięcioma tytułami króla strzelców zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów (razem z Alfredo Di Stéfano i Hugo Sánchezem). Przed nimi są tylko Telmo Zarra (6) oraz Leo Messi (8).

Romário – jak sam powiedział „jeśli nocami nie imprezuję, to nie strzelam goli”

Romário

Coraz bardziej zbliżamy się do czasów współczesnych… i do zawodnika którego niektórzy z nas już być może pamiętają. Mowa o Romário de Souza Faria, który pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Vasco da Gama, a mając 22 lata trafił do PSV Eindhoven. W 1993 roku przeniósł się do Barcelony i w swoim debiutanckim sezonie zdobył 30 goli w 33 spotkaniach ligowych czym walnie przyczynił się do wygranej w Primera División. Widząc jego wyborną technikę, drybling i łatwość zdobywania bramek sam Jorge Valdano określił go piłkarzem „jak z kreskówki”. Dobrze się o tym przekonał obrońca Realu Rafael Alkorta, kiedy to w meczu na Camp Nou w sezonie 1993/94 zwrócony do niego plecami Brazylijczyk przyjął piłkę, obracając się o 180 stopni wypuścił ją poza zasięg gracza Realu, wpadł w pole karne i pokonawszy Paco Buyo otworzył wynik spotkania. Z Hiszpanii zwód ten znany jest jako cola de vaca, co znaczy dosłownie krowi ogon. Sam mecz zakończył się wynikiem 5-0, a trzy bramki zdobył właśnie Romário.

Niestety katalońska kariera Baixinho (po portugalsku znaczy to niski) nie trwała długo. Po wygranym przez Brazylię Mundialu w 1994 jednostronnie postanowił przedłużyć swoje wakacje i dodatkowo po powrocie do Katalonii popadł w konflikt z Cruyffem, któremu nie podobał się jego imprezowy styl życia. W efekcie w połowie sezonu odszedł do Flamengo. W kolejnych latach regularnie zmieniał kluby (rozegrał miedzy innymi kilka spotkań w barwach Valencii) by zakończyć karierę w 2009, mając już grubo ponad 40 lat. Później zaangażował się w politykę. W latach 2011-15 zasiadał z brazylijskim sejmie jako przedstawiciel stanu Rio de Janeiro, a w następnych wyborach dostał się do senatu i jest aktualnie jego wiceprzewodniczącym.

Ronaldo – dane nam było się cieszyć jego grą tylko jeden sezon

Ronaldo

Niewiele ponad rok później na Camp Nou trafia z PSV kolejny wybitny brazylijski goleador, chodzi oczywiście o Ronaldo Luísa Nazário de Limę. Mający dziś 45 lat Ronaldo zaczynał karierę w Cruzeiro i według wielu ekspertów najlepszy sezon jaki rozegrał to był właśnie ten jedyny w bordowo-granatowej koszulce. Zdobył 47 goli w 51 spotkaniach, z czego 34 w samej lidze. Dało mu to nie tylko Trofeo Pichichi, ale także Europejskiego Złotego Buta. Jednym z jego najpiękniejszych trafień był gol na stadionie Composteli gdzie przejął piłkę przy linii środkowej, na pełnej szybkości minął kilku rywali, wpadł w pole karne i płaskim strzałem trafił do siatki.

Niestety takimi trafieniami dane nam było się cieszyć tylko jeden sezon, gdyż nie udało się dojść do porozumienia na linii prezydent Núñez-Ronaldo co do przedłużenia kontraktu i Brazylijczyk za rekordowe wtedy 27 mln dolarów trafił do Interu Mediolan. Przez rok na Camp Nou zdobył Copa del Rey, Superpuchar Hiszpanii oraz Puchar Zdobywców Pucharów. Jego pobyt we Włoszech naznaczony był kontuzjami kolan przez które stracił między innymi cały sezon 2000/01. Udało mu się odbudować formę na Mundial w 2002 roku, gdzie poprowadził Brazylię do wygranej zostając jednocześnie królem strzelców z 8 golami. Po tym turnieju trafił na kilka lat do Realu, gdzie zdobył swoje drugie Trofeo Pichichi. Potem grał jeszcze w Milanie, a karierę zakończył dziesięć lat temu w Brazylii. Od 2018 jest większościowym właścicielem Realu Valladolid.

Eto’o – bohater Paryża i Rzymu

Eto’o

Zdecydowanie większy wpływ na historię Klubu miał natomiast urodzony w 1981 roku Kameruńczyk Samuel Eto’o Fils. Trafił on na Camp Nou w 2004 roku i z miejsca stał się zawodnikiem podstawowego składu tworząc kapitalny duet z Ronaldinho Gaúcho. Transfer Samu nie należał jednak do najłatwiejszych. W 1997 roku dołączył do szkółki Realu Madryt, ale w kolejnych latach był wypożyczany kolejno do Leganés, Espanyolu i Realu Mallorca. Zespół z Balearów wykupił go definitywnie latem 2000 roku, przy czym połowa praw do karty zawodniczej pozostała w rękach stołecznego klubu. Przez 4,5 roku stał się najlepszym strzelcem Realu Mallorka na poziomie La Liga (54 trafienia) i walnie się przyczynił do największego sukcesu w historii jakim było zdobycie Copa del Rey w sezonie 2002/03 (w finałowym meczu z Recreativo Huelva zdobył dwa z trzech goli dla Realu).

Jego świetnie występy nie przeszły oczywiście niezauważone i jednym z klubów, które chciały go mieć w swoich szeregach była Duma Katalonii szukająca następcy Patricka Kluiverta i Javiera Savioli. Real Madryt też brał pod uwagę możliwość powrotu Kameruńczyka, musiałby go jednak ponownie gdzieś wypożyczyć gdyż miał już zajęte trzy miejsca dla graczy spoza UE (Ronaldo, Roberto Carlos i Walter Samuel). Finalnie kwota 24 mln euro została zaakceptowana przez wszystkie strony i Kameruńczyk trafił na Camp Nou. Spędził tu udane pięć lat podczas których zdobył 131 goli w 201 meczach, z czego 108 strzelił w La Liga. Już w swoim pierwszym sezonie był o krok od zdobycia korony króla strzelców, ale finalnie Diego Forlán strzelił 25 goli i o jedno trafienie wyprzedził gracza Barcelony (choć według oficjalnych statystyk La Liga mieli ich po 25, to Trofeo Pichichi opiera się na statystykach dziennika Marca, a tutaj napastnik Villarreal miał o jednego gola więcej). Co ciekawe, wyższość Urugwajczyka Eto’o musiał też uznać ponownie w sezonie 2008/09, kiedy to na ostatniej prostej sezonu Forlán wyprzedził go o dwa gole (Kameruńczyk zaliczył 30 trafień, gracz Atlético 32). Jedyne swoje pichichi świętował więc w sezonie 2005/06 po zdobyciu 26 goli. Przez pięć lat zdobył z Barceloną dwie Ligi Mistrzów (strzelał gole w obu finałach), trzy mistrzostwa kraju, raz Copa del Rey i dwa razy Superpuchar Hiszpanii. Latem 2009 roku przeniósł się do Interu (w drugą stronę powędrował Zlatan Ibrahimović) z którym zdobył między innymi swoją trzecią Ligę Mistrzów. W kolejnych sezonach występował w Rosji, Anglii i Turcji, a karierę zakończył dwa lata temu w Katarze.

Luis Suárez – urugwajski pistolero

Luisito

Ostatnie dwanaście lat w La Liga zostało zdominowanych przez strzelecki duet Messi-Ronaldo, ale jest jeden zawodnik, któremu udało się przełamać ich hegemonię. Jest nim oczywiście Luis Alberto Suárez Díaz. Urugwajczyk trafił do Barcelony w 2014 roku z Liverpoolu za astronomiczną kwotę 80 mln EUR jako jeden z najlepszych napastników w Europie. W swoim ostatnim roku na Anfield został królem strzelców Premier League z 31 golami i zdobył Złotego Buta (wspólnie z Cristiano Ronaldo). Sezon 2015/16 to okrągłe 40 trafień w La Liga, co dało mu też drugiego Złotego Buta i stał się tym samym trzecim po Messim i Ronaldo piłkarzem Barcelony, który zdobył to wyróżnienie.

Jak wszyscy doskonale pamiętamy, rok temu odszedł do stołecznego Atlético jako zdobywca łącznie 198 goli w oficjalnych meczach z czego 148 w rozgrywkach ligowych. Więcej mają tylko César Rodríguez i Leo Messi. Wśród bogatego zbioru zdobytych na Camp Nou trofeów wymienić trzeba przede wszystkim 4 mistrzostwa kraju oraz Ligę Mistrzów z Berlina (strzelił w tym meczu gola na 2-1).

Co ciekawe nie jest to pierwszy Luis Suárez w barwach blaugrana. W latach 1954-61 w Barcelonie grał Luis Suárez Miramontes, wciąż jedyny hiszpański zdobywca Złotej Piłki. Ten szalenie utalentowany ofensywny pomocnik został sprzedany do Interu Mediolan by ratować dramatyczna sytuację finansową Klubu zadłużonego w wyniku budowy Camp Nou.

Od lewej: Paulino Alcántara, Josep Samitier i Vicenç Piera

Czy ta lista wyczerpuje temat wybitnych napastników w bordowo-granatowej koszulce? Zdecydowanie nie. Jest ona o wiele dłuższa, bo warto tu wspomnieć legendy z pierwszych trzech dekad istnienia klubu, takie jak Paulino Alcántara i Josep Samitier (ten pierwszy zdobył 395 goli w 399 meczach i zakończy karierę na krótko przed powstaniem ligi, do drugiego należy jeden z niewielu niepobitych przez Leo rekordów, gdyż z 65 golami wciąż jest najlepszym strzelcem Klubu w CdR). Po nich przyszedł czas na Josepa Escolę, w latach 50. błyszczeli chociażby Ladislao Kubala czy Estanislau Basora. W kolejnych dekadach Cruyff, Maradona, a w czasach nam już współczesnych Stoiczkov, Kluivert, Rivaldo, Villa czy Neymar. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko mieć nadzieję w przyszłości do słynnych kolegów dołączą kolejni. Wszyscy liczymy, że będzie nim Ansu i Memphis. Ja trzymam kciuki.

Jeżeli podobał Ci się ten materiał to może wesprzyj naszego bloga? Nie mamy reklam na stronie i utrzymujemy się dzięki dobrowolnym wpłatom naszych patronów. W zamian zaprosimy cię do naszej zamkniętej grupy dla socios 9CAMPNOU. Dzięki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

To może cię zainteresować