Joan Laporta, witamy ponownie!

Stało się to, na co czekali wszyscy kibice Barcelony od dawna. Po przedłużającym się „bezkrólewiu” w klubie ze stolicy Katalonii, chciałoby się powiedzieć, na tron wraca właściwa osoba. Nie będzie to jednak powrót łatwy i nie mówię tego z perspektywy kibica, a właśnie nowego prezydenta.

Ostatnimi czasy lubię wprowadzać filmowe porównania do sytuacji panującej w klubie i nie inaczej będzie tym razem. Prawdopodobnie właśnie w ten sposób wyglądać będzie pierwsza rozmowa Laporty z Tusquetsem…

Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć kto jest kim w tym bajkowym porównaniu… Porównaniu, w mojej ocenie, niezwykle trafnym. O tym jaki bałagan zastanie Joan Laporta wkraczając do (świeżo przeszukanych przez katalońską policję) biur klubowych w 100% nie wie absolutnie nikt. Jak podaje Błażej Gwozdowski w swoim artykule o klubowej sytuacji finansowej dla fcbarca.com:

Zobowiązania krótkoterminowe (do spłaty przed 30 czerwca 2021 roku) wynoszą aż 731 milionów, a długoterminowe 443 miliony. Należy zaznaczyć, że na te kwoty nie składają się krótkoterminowe rozliczenia międzyokresowe (236 mln euro). Sumaryczna wartość zobowiązań Barcelony to zatem 1,174 mld euro. Aż 42% stanowią zobowiązania wobec instytucji finansowych, a 28% pozostałe do zapłacenia innym klubom kwoty z tytułu transferów oraz wypożyczeń. Pozostałe 30% to głównie zobowiązania wobec personelu sportowego oraz normalne koszty prowadzenia działalności (np. faktury wystawione przez dostawców czy podatki i inne opłaty).

O tym jakie pomysły ma Laporta (i inni kandydaci) na naprawienie tej tragicznej sytuacji pisał niedawno Michał, również dla fcbarca.com. To nie jest jednak tak, że nowy presidente nie wiedział na co się porywa. Wręcz przeciwnie, w momencie kiedy oficjalnie ogłosił start w wyborach pod względem sportowym nie wyglądało to dużo lepiej niż pod względem finansowym. Barcelona zajmowała 5. pozycję w tabeli, a na przełomie października i listopada wygrała zaledwie 3 z 8 ligowych spotkań. Nie było kolorowo. Teraz jest lepiej, dużo lepiej. Pod względem sportowym Koeman oczarował wszystkich i od 1 stycznia w lidze stracił zaledwie 2 punkty, poprowadził drużynę do finału Copa del Rey oraz Superpucharu Hiszpanii, w którym po zaciętym pojedynku uległ Athleticowi (również odmienionemu w tamtym czasie przez Marcelino). We wrześniu, kiedy zastanawialiśmy się wszyscy czy Barcelona doczołga się w ogóle do TOP4, z pewnością każdy brałby takie rezultaty w ciemno. Nieco inaczej sytuacja wygląda natomiast w Champions League…

Rewanż na Parc des Princes będzie pierwszym meczem, na którym nowy prezydent oficjalnie zobaczy mecz w swojej nowej roli, z loży, w towarzystwie Nassera Al-Khelaïfiego. Laportę można jednak było zobaczyć na trybunach Camp Nou już wcześniej, chociażby podczas rewanżowego spotkania CdR wygranego z Sevillą 3:0. Wszyscy kandydaci mogli wówczas zasiąść obok siebie i oglądać remontadę w wykonaniu podopiecznych Koemana.

Czy w środę będzie okazja do gryzienia tym razem katarskiego szejka? To już temat na inną rozmowę, osobiście nie sądzę żeby tak było, ale „nadzieja umiera ostatnia”. Dokładnie miesiąc i jeden dzień później Barcelona pojedzie do Madrytu, by walczyć z Realem w El Clásico. Nowy prezydent zagościł już w okolicach Santiago Bernabeu na samym początku kampanii prezydenckiej (zob. zdjęcie tytułowe) i z pewnością napsuł tym sporo krwi kibicom Los Blancos. Był to też jedyny duży krok w jego kampanii prezydenckiej. Po tym incydencie widzieliśmy Laportę już nieco bardziej wycofanego i jakby… cichego. Wyglądało to jakby w wyborach wystartował jego podstawiony sobowtór. Nie był to jednak żaden sobowtór, o czym kilkukrotnie się przekonaliśmy słuchając jego celnych ripost w trakcie całej kampanii.

Jego naturalna charyzma, umiejętności krasomówcze, jechanie na sentymencie „do tych starych, dobrych czasów” i kolejne potknięcia kontrkandydatów (głównie mam tu na myśli Victora Fonta) zapewniły mu upragnione stanowisko. Już teraz zaczyna czarować, mówiąc, że „Jedzie do Paryża, żeby sprawdzić czy remontada jest możliwa”.

W tym sezonie najprawdopodobniej będzie się on jednak musiał skupić na bardziej przyziemnych sprawach jak La Liga, która za sprawą remisu w derbach Madrytu znów jest w zasięgu ręki, Copa del Rey, które rozstrzygnie się 6 dni po wspomnianym już meczu z Realem oraz najważniejszym, czyli arcytrudnym zadaniem wyjścia na prostą z klubowymi finansami. Nie jestem ekonomistą, ani żadnym innym specjalistą w podobnych sprawach, ale pewnym jest, że żaden śmiertelnik samotnie nie podoła temu zadaniu. Kluczowymi postaciami będą zatem osoby, które Joan sprowadzi za sobą. Mateu Alemany, Carles Puyol, Víctor Valdés, Xavi, Juli Guiu czy Jaume Giró to nazwiska, które najprawdopodobniej wezmą udział w odbudowie klubu (czy to pod względem sportowym, wizerunkowym czy też finansowym). Na rozmowę o jakichkolwiek transferach (poza Ericiem Garcíą) jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, już w styczniu Laporta zapowiadał przeprowadzenie audytu, który dokładnie powie jaka jest sytuacja finansowa klubu.

Czekam zatem na efekty pracy równie niecierpliwie jak na debiut Álexa Collado w pierwszej drużynie. Puchary będą w tym sezonie tylko i wyłącznie miłym dodatkiem, ale kiedy weszliśmy już do cukierni to fajnie by było jakieś ciastko zjeść, podobnie w przypadku Pucharu Hiszpanii. Trzymajmy więc kciuki zarówno za Koemana i jego podopiecznych na boisku, jak i za nowy zarząd z Joanem Laportą na czele. Visca El Barça!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

To może cię zainteresować